Łk 18, 31-43
„Zaczął wołać: <Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!>”…
Kiedy dzieci krzyczą w szkole, na korytarzu lub w klasie, jest to uciążliwe dla innych. Tak samo uciążliwe było, gdy podczas ostatniej wizyty w restauracji, jej pracownicy głośno wykrzykiwali swoje imiona, przywołując siebie. Podobny dyskomfort odczuwamy w czasie jazdy autobusem, gdy pasażerowie wokół nas zachowują się zbyt głośno. W każdej z tych sytuacji trudno jest uciszyć krzyczących.
Podobnie było pod Jerychem. Kiedy niewidomy żebrak głośno wołał, „ci, co szli na przedzie, nastawali na niego, by umilkł”. Jego wołanie było dla nich uciążliwe. Ten krzyk różnił się jednak w swej istocie od pozostałych – stał się zbawienny dla tego, który krzyczał. Ten sam krzyk zapoczątkował rozmowę z Jezusem a w konsekwencji uzdrowienie wołającego.
Czasami z bezsilności i w beznadziei swojej sytuacji możemy nie mieć siły głośno wołać i krzyczeć do Boga. Aby Bóg nas usłyszał, nie trzeba jednak nadwyrężać strun głosowych. Można głośno wołać sercem, podczas gdy nasze usta pozostaną zamknięte.
Nieważne, który sposób wołania wybierzesz. Ważne, byś wołał z wiarą!
o. Paweł Barylak
Łk 18, 31-43
Dodaj komentarz