Nieopodal przystanku autobusowego leżał na trawniku mężczyzna w średnim wieku… różni ludzie przechodzili obok niego. Przez dłuższy czas nikt nie zdecydował się pomóc owemu nieszczęśnikowi… Być może przechodnie powodowani lękiem, brakiem czasu, czy też negatywnymi myślami co do przyczyn niemocy leżącego człowieka, mijali go obojętnie… Po pewnym czasie dwoje młodych podeszło do leżącego na boku mężczyzny. Chłopak pochylił się nad nim i trącił go w ramię, aby nawiązać z nim jakiś kontakt… reakcji jednak nie było. Młodzieniec przyłożył dłoń do szyi mężczyzny, który jak się okazało żył, lecz był nieprzytomny… Nie był też pijany, ponieważ nie było od niego czuć woni alkoholu. Chłopak zwrócił się do dziewczyny, a ta natychmiast podbiegła do znajdującej się nieopodal budki telefonicznej (było to w połowie lat osiemdziesiątych XX. wieku). Bardzo szybko przyjechało na miejsce pogotowie ratunkowe i mężczyznę z pewnością zabrano do szpitala… Chłopak obdarzył swoją wybrankę skrytym pocałunkiem w policzek i oddalili się w nieznanym kierunku… Scena ta rozegrała się w jednym z polskich miast i jest niezwykłą ilustracją do fragmentu ewangelii z dzisiejszej Boskiej Liturgii zwierającej przypowieść Jezusa o miłosiernym samarytaninie. Nie wiadomo w jakim celu pewien człowiek szedł z Jerozolimy do Jerycha… może był kupcem, a może pielgrzymem… w czasie podróży spotkało go nieszczęście… został napadnięty, pobity i okradziony… Nie wzbudził on zainteresowania i litości zarówno w lewicie, jak i kapłanie, którzy przechodzili obok niego drogą… Elita społeczności żydowskiej nie znalazła w swoich sercach pokładów miłosierdzia. Dopiero samarytanin, człowiek którym zarówno lewita, jak i kapłan pogardzali ze względu na zasady wiary, dokonał aktu miłości wobec bliźniego napadniętego przez zbójców. Zawiózł go do gospody, pielęgnował i zatroszczył się o to, aby zapewniono rannemu opiekę. Ta niezwykle poruszająca przypowieść Jezusa zwraca naszą uwagę na fakt, że nie pozycja społeczna, zamożność czy wreszcie wyznawana wiara stanowią o ludzkiej kondycji duchowej… dopiero kochające serce dostrzegające w bliźnim dziecko Boga pozwala przekroczyć własne ograniczenia i lęki, nie przywiązywać uwagi do ludzkich opinii i osądów, lecz działać z miłością na rzecz tych, którzy nie są w stanie w danym momencie sami sobie pomóc. Dobry Bóg zna i przenika nasze myśli i serca… nie bójmy się w razie potrzeby być dobrymi samarytanami – podobnie jak para młodych ludzi z krótkiej opowieści na początku tego rozważania… Ci młodzi wówczas ludzie być może mają własną rodzinę, wychowują dzieci i przekazują im wrażliwość wobec innych ludzi… Miejmy nadzieję, że Bóg im to wynagrodził… Miejmy nadzieję, że Bóg odda nam według naszych czynów miłosierdzia wobec bliźnich…
Dodaj komentarz